11 sierpnia 2012

100.

Rose wtulił się w szyję swojego chłopaka. Mocno chwycił się kraciastej koszuli, która była przesycona intensywnym zapachem papierosów i alkoholu. Włożył całą swoją wewnętrzną siłę, by jego spojrzenie na Saula było jednym z tych jego wyjątkowych spojrzeń, które długo zapadały w pamięć. Brunet uśmiechnął się słodko, jednak dość podejrzanie i nie chcąc za długo czekać pocałował Axla, tuląc go do siebie jeszcze bardziej. Zapomniał o bólu, jaki mu zadaje. On też starał się zapomnieć. Zniecierpliwiony wziął się za rozpinanie guzików koszuli. Zsunął ją z ramion Hudsona i rzucił gdzieś w kąt. Saul, jako duży, dzielny chłopiec doskonale poradził sobie ze spodniami i bokserkami. Chwycił Rose'a za nadgarstki i począł kreślić językiem przeróżne wzorki na jego ciele. Od szyi, obojczyków, przez klatkę piersiową, brzuch. Mruczący Axl nie spuszczał wzroku z Saula, chcąc cały czas widzieć poczynania swojego ukochanego. Uścisk Hudsona stawał się bardziej delikatny, gdy w końcu całkowicie ustąpił, a dłonie bruneta dorwały się do jeszcze nie zdjętych bokserek niebieskookiego. To małe szaleństwo w jego głowie, do którego za każdym razem doprowadzał go Slash nie pozwalało się zbuntować ani nawet złożyć zdania. Nie chcąc znów oddawać się przemyśleniom, wolał oddać się gitarzyście, co byłoby lepszym wyjściem. Kilka sekund później znów czuł ciepły oddech chłopaka na swojej szyi, by zaraz móc w całości korzystać z jego ust. Panował półmrok, jedynie światło księżyca przedzierało się przez niezasłonięte okno, tworząc dość wyjątkową atmosferę. Dłoń Slasha, przesuwała się wolno po ciele wokalisty. Hudson pochylił się tak, że włosy odsłoniły jego piękne, ciemne oczy. Rudzielec uśmiechnął się mimowolnie. Położył mu ciepłe dłonie na policzkach, pocałował go wkładając w to sporo uczucia. Głaskał jego puchate włosy, co jakiś czas delikatnie za nie szarpiąc. Slash, nie mogąc dłużej czekać, szybkim ruchem zdjął czarne bokserki chłopaka. Męskość rozbudzała się do życia, co dawało Saulowi sporą satysfakcję. Przez jakiś czas dotykał dłonią ud wokalisty, uważnie obserwując jego reakcje. Postanowił pomęczyć trochę Rudzielca. Swoją drogą, to ciekawe skąd mu się wzięły tego typu zachowania.
- Przestań... Saulie, przestań tak robić. Wiesz przecież czego chc... -wyszeptał chrypliwie wokalista starając się spojrzeć na Hudsona, który zawzięcie dotykał, całował ciało chłopaka jak najbardziej starannie omijając to, co powinno go najbardziej interesować.


MWAHAHAHAHA! NIE MA SEKSU, EROTOMANKI WY! 8D 
a tak serio... nie było ŻADNYCH pomysłów ._.

- Saulie? -pisnął cicho Axl, podnosząc się z łóżka. Zaraz potem odchrząknął sobie i już niższym głosem wrzasnął- Hudson, kurwa, gdzie jesteś?!
Drzwi zamknęły się z hukiem od przeciągu. Slasha nie było w pokoju, pod łóżkiem też nie - co Rose oczywiście musiał sprawdzić, mimo bolących żeber.
Kurwa, znowu mnie zostawił? Wyruchał i najzwyczajniej w świecie poszedł? Nie. Tak nie może być. Nie ma opcji.
Spojrzał na zegar, wiszący na ścianie. Na szczęście działał. Popołudnie. Godzina 14.30, dokładnie. Tik, tak, tik, tak. Trzydzieści jeden.
Ty kurwo.

Jego wzrok skierował się na stolik nocny, stojący tuż obok łóżka. Na tymże meblu leżało sobie pudełko. I było to właśnie to pudełko, które dostał od Anthony'ego. Otwarte. Otwarte i prawie puste. Została tylko zwinięta w rulon błękitna kartka, obwiązana srebrną wstążką i podpisana jego imieniem. Bez wahania chwycił ją, zdjął wstążeczkę i rozwinął. Jego oczom ukazały się pięknie wykaligrafowane litery, pisane ręcznie, czarnym tuszem.

William Bruce Rose Jr.
To nazwisko do końca kojarzyło mi się z uśmiechem i walką. Kojarzyło się z Tobą i pewnie nadal się kojarzy. Wszystko sobie wyjaśniliśmy chyba. Tak sobie pomyślałem, że skoro jesteś taki wrażliwy, to może być ci trochę smutno, bo jestem martwy. Dlatego przygotowałem Ci niespodziankę. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Nie wiem gdzie ona będzie, ale oni o wszystko zadbają. Radziłbym ci tylko się teraz uczesać, ładnie ubrać, umyć zęby i poprawić makijaż.

Miłego!
Anthony Benson

- O co tu kurwa chodzi? -burknął pod nosem, ale wierząc, że stanie się coś niezwykłego, wstał i wyszedł z pokoju.
Zgodnie z zaleceniami Bensona spędził pół godziny na czesaniu (ok, pół godziny nie było w zaleceniach, ale to Axl!). Umył zęby. Przez chwilę stał w miejscu, zastanawiając się nad tym, czy najpierw zrobić makijaż, czy się ubrać. Zdecydował, że lepiej będzie jednak coś na siebie włożyć, a później dobrać do tego makijaż. Więc poszedł. Założył białą koszulę i czarną marynarkę. Do tego czarne jeansy i trampki.
Stał przeglądając się w lustrze.
Nie jest zbyt... poważnie?
Zdjął marynarkę.
Kujońsko.
Założył koszulę, która była za duża.
Jest ok. Jeszcze makijaż.
- O, tu jesteś! -Duff w idealnej formie, w idealnym stroju, z idealnym humorem, idealną twarzą i idealnie rozpieprzonymi włosami pociągnął go za rękę.- Chodź, chodź, wszyscy czekają!
- Kurwa, Duff, puszczaj mnie! Wyglądam okropnie, kurwa, nie zdążyłem się umalować, PUSZCZAJ MNIE!
- Ale czekają! Wszyscy czekają, wyglądasz ślicznie, nie pierdol!
- Na co czekają, kurwa, na co?!
- NA CIEBIE DEBILU -to powiedziawszy wybiegł z nim z domu. Ktoś szybko zasłonił oczy Rose'a. Delikatne, miękkie, pachnące kobietą dłonie zdradziły tożsamość właściciela. Alice Adler. A but, który "na szczęście" wpakował się chwilę później w dupę rudzielca najpewniej należał do jej brata. Wsiedli do jakiegoś pojazdu. Pachniał nowością i... wręcz jebało luksusem. Dłonie Alice zastąpiła jakaś opaska na oczy.
Rose w samochodzie zachowywał się wyjątkowo spokojnie, jak na człowieka, któremu pozostały tylko cztery zmysły do dyspozycji. Panowała taka... radosna atmosfera. Dawno nie czuć było tej beztroski. Wśród rozmów, rudy nie zdołał wychwycić głosu Saula, ale nie martwiło go to szczególnie. Nie zastanawiał się nad sensem tego, co mówią ludzie siedzący obok niego. Wsłuchiwał się w utwór lecący właśnie w radiu. Heart-shaped box, Nirvana. Piosenka w sumie już się kończyła, a oni jechali coraz wolniej. W końcu dało się słyszeć otwierane drzwi. Przesuwane. Ktoś wyciągnął Axla z wewnątrz i trzymał go za rękę. Nie puszczając, by przypadkiem się nie zgubił, ten sam ktoś prowadził go jakieś kilkanaście metrów. Rose coraz bardziej zniecierpliwiony przestępował z nogi na nogę. Wreszcie jakiś dobry człowiek rozwiązał chustkę i oczom chłopaka ukazała się niewielka polana nad jeziorem. Było kolorowo. Bardzo. Rose'owi rzuciły się w oczy baloniki i kwiaty - dużo kwiatów. Z podziwem rozglądał się wokół siebie.
O co tu chodzi?
Nie wiedział, ale wolał nie pytać, bo wątpliwe było, że ktokolwiek mu odpowie. Duff stojący niedaleko zaczął opowiadać o Anthonym. Wyjaśnił, że Slash wszystko już wyjaśnił. Uradowany, potrząsając Axlową ręką pisnął, że były prezenty. Wokalista wysilał się jak mógł, próbując go zrozumieć. Blondyn mówił zdecydowanie za szybko. Przed rudzielcem przebiegł Steven wymachując kluczykami do nowego vana, który prawdę mówiąc robił spore wrażenie.
Więc to tym przyjechaliśmy.
Alice podeszła nagle z prawej strony i wskazując na srebrny naszyjnik uśmiechnęła się słodko. Duff odszedł parę kroków. Cieszył się życiem i grzebieniem. Izzy nowymi gaciami w czerwone misie, których nie omieszkał zaprezentować, widowiskowo zakładając je na głowę. Rose wybuchnął śmiechem, bo wyobraził sobie scenkę, gdzie gość ubrany w czarny płaszcz i kapelusz zakupuje w sklepie z bielizną białe bokserki w czerwone misie i z pełną powagą rusza w miasto gwałcić, mordować, palić i rabować. No cóż, po nim można było się wszystkiego spodziewać. Stradlin pokrótce opowiedział, że był w szpitalu, co wyjaśniało jego chwilową nieobecność. Wszyscy śmiali się i rozmawiali. W pewnym momencie, kiedy on nadal tak stał, gapiąc się na to wszystko, ludzie zaczęli ustawiać się w dwóch rzędach przed nim, tworząc coś w rodzaju Nie minęło dużo czasu, a wszyscy ustawili się po bokach. Wreszcie rudowłosy mógł przypatrzeć się wszystkim ludziom, którzy też tam byli. Kurt, Dave, nawet ekspedientka ze sklepu, w którym Axl kupował bułki.
- Skąd ona tu się do cholery wzięła? -pomyślał szczerze zaskoczony.
Byli goście, którzy kiedyś połamali Josha, była babcia Stevena trzymająca w dłoni słoiczek dżemu truskawkowego. Miejsce zaszczytne zajmowało krzesło, na którym stał wielki, ogromny, monstrualny wręcz słoik. W słoiku leżał wyjątkowo spokojny wąż. Na szkle widniał ogormny napis "GOD OF SEX", co było kolejnym powodem do wybuchu śmiechu.
- Mój Hudson. Tylko on mógł na to wpaść -westchnął rudy, uśmiechając się do powietrza.
Nagle spomiędzy barmana Barney'a, a dziewczynki, której Axl napluł kiedyś w twarz, wyszedł speszony Hudson. Klęknął przed Rose'm, sięgnął dłonią do kieszeni, a po chwili wyciągnął z niej pudełeczko w kształcie serca.

- Axl? Czy...

                                           Axl...
                                                                                                                           Axl...
                                                                      Axl...

                                                                                        Axl... wyjdziesz za mnie?

Otworzył pudełko.

Nie było pierścionka.

Była kartka.

WAKE UP, TIME TO DIE! 

Chyba mdleję...

Ciemno.
Smutno.
Ni chuja nie wiem gdzie jestem.
Próbuję otworzyć oczy, ale chyba płaczę.


Axl!

Robi się jasno. Widzę Slasha. Klęczy przy mnie i trzyma mnie za ramiona. A raczej za jedno, bo w drugiej ręce trzyma ujebany gryf od gitary. Dookoła leżą puste butelki i moje, moje tabletki. Krzyczy na mnie. Przepraszam. Chodź. Będziemy się całować.
Dostaję w twarz.
Ciemno.
Znowu.

 co za chory sen 
kochanie











_________________________________________________
_____________________THE END                                        




Ogłoszenia parafialne i mowa końcowa.

Tym oto sposobem zakończyło się jedno z bardziej chorych opowiadań w polskim internecie. 
Świetnie się tu pisało, dla świetnych ludzi i wiernych czytelników. Genialnie. :)
Zawsze dziwiło nas, jak ktoś mógł przeczytać CAŁOŚĆ w jeden dzień, poczynając od pierwszego rozdziału, a kończąc na tym aktualnym, gdzie było ok. 60, czy nawet 80. Przecież to strasznie dużo. To wielki komplement, bo znaczy, że jednak kogoś to wciągnęło na tyle, by się tak poświęcić. Nie wiem, czy też czytaliście komentarze, ale The Story zajmuje ok. 140 stron w Wordzie! No i doszedł jeszcze ten rozdział, który aż taki krótki nie jest... 

Trochę podziękowań dla Was :) 
Lise-Lotte za długie, rozkminowe komentarze, za reklamowanie nas trochę u siebie, bo to z twojego bloga trafiało tutaj najwięcej ludzi. Niestety przestałam czytać twoje opowiadania, bo się w nich trochę pogubiłam tak z braku czasu :c
Izzy za napisanie pamiętnego rozdziału XXX i też długie komentarze i ogólnie za bycie blond zajebistością :D 
Michasiowi za pomaganie mi w pisaniu tych cholernych erotyków, za tłumaczenie tego na angielski (co prawda słownie i tylko jednej osobie, ale zawsze coś), za promowanie i wyglądanie jak młody Adler :o 
Kevinowi za bycie fanem aż z Kalifornii, przez co czujemy się takie wielce światowe. 
Cass za krytykę i rozpieprzające argumenty XD 
Ivy, Mr. Brownstone, Rammstain, LivSol, dzemmezd - to ci, których widziałam tu najczęściej i pamiętamy.
I innym, dziękuję za to, że czytaliście, za komentarze, za poganianie nas, za wszystko. C: 

Marta i Paulina

P.S. ZARAZ DLA WAS RUSZA CHATBOX! 

P.S.2 ZDĄŻYŁAM! XD


P.S.3 Specjalnie dla was słit focia w lusterku, zgniłe mleko i Marta z nieułożonymi włosami i miną srającego kota. Enjoy. 
CO JA WSTAWIAM XD