Axl zwlekł się leniwie z łóżka spoglądając jeszcze przez chwilę za okno. Rudy kot od kiedy tylko się wprowadzili nie spuszczał go ze swoich zajebiście zielonych oczu. Rose wzdrygnął się lekko i pierwszą lepszą rzecz, którą miał pod ręką cisnął wprost w niczego się nie spodziewającego kocurka. Ten jednym spokojnym ruchem odsunął się, a przedmiot przeleciał przez biały płot wpadając przez dziurę w ścianie do jednego z pomieszczeń w ruinach.
Wokalista mrużąc oczy był niezwykle podobny do stworzenia za oknem.
- Spierdalaj. Spierdalaj powiedziałem! Nienawidzę cię, nienawidzę cię! -warczał rudowłosy chłopak.
Kot jakby się tym szczególnie nie przejął i usadowił się na parapecie za oknem. Rose postanowił odpuścić - machnął tylko ręką i postanowił, że wybierze się do sklepu. Od dłuższego czasu nie miał okazji zjeść świeżej bułki z jego ulubionym rodzajem sera. Otwierając drzwi wpadł na Slasha, który biegał spłoszony po całym domu.
- Cześć Saulie! -wyszczerzył się Rudy, przypominając sobie poranny seks- ...co ci jest?
- Moja gitara! Moja kochana gitara! -wydarł się Hudson łapiąc wokalistę za ramiona i lekko nim potrząsając.
- No tak, kochana gitara. Co z nią?
- Nie ma jej nigdzie! Przeszukałem cały dom, nawet w ogrodzie sprawdzałem. Nie ma jej!
Axl pogłaskał chłopaka po miękkich, puchatych loczkach i usadził go na łóżku, podając mu w międzyczasie jakieś czekoladowe cukierki, bo akurat tylko je miał pod ręką.
- Spokojnie kochanie. Pewnie została w starym domu. Idę do sklepu po coś do żarcia. Mógłbym wpaść po nią. Dobrze?
Saul pokiwał powoli głową, oparł się o poduszkę i zaczął wżerać słodycze.
Rose wychodząc uśmiechnął się pod nosem, że Slash będzie musiał zostać z wrednym, rudym kocurem.
Schodząc na parter cieszył się w duchu, że będzie mógł iść do domu reszty zespołu i może "przypadkiem" spotka Duffa. Wyszczerzył się jeszcze bardziej przypominając sobie, że przedmiot, który wyrzucił był bardzo ważnym kluczem, bez którego nie będzie mógł się obejść. Co oznacza rundkę do ruin, gdzie pewnie będą Kurt i Dave. Uśmiech maksymalny.
Nucąc pod nosem jakąś improwizowaną, wesołą melodyjkę i co jakiś czas pogwizdując, szedł chodnikiem wśród drzew i kolorowych domków tworzących zadbaną, spokojną dzielnicę na obrzeżach tłocznego L.A. Było ciepło, więc na ulicach bawiły się dzieciaki. Axl w przypływie naturalnej dla siebie wredności, rozdeptał kolorowe kredy grupie chłopców, a pewnej dziewczynce napluł w twarz.
- Kiedyś to docenisz, mała! -zaśmiał się, klaszcząc w dłonie.
Idąc już dłuższy czas zorientował się, że w stronę, w którą zmierza nie znajdzie raczej żadnego sklepu tylko prędzej jakiś burdel. Wykonał zamaszysty obrót, przy czym doszedł do wniosku, że przecież nie mieszka już tam gdzie mieszkał i nie powinien iść w prawo, tylko w lewo. Wszedł znów na ulicę pełną domków. Nucąc nieprzerwanie, dotarł do sklepu. Kupił wszystko czego było mu potrzeba i równie uradowany przemierzał ulicę szczerząc się do każdego z przechodniów, którzy dość dziwnie na niego spoglądali. Obyło się bez piszczących fanek, latającej w powietrzu damskiej bielizny i oklasków.
Minęło kilkanaście minut.
Rose odłożył zakupy przed drzwiami i elegancko zapukał, w myślach powtarzając, że powinien - w końcu to już nie jego dom. Był strasznie ciekawy, kto mu otworzy. W drzwiach zastał Alice, która jak zazwyczaj promiennie się uśmiechała. Natychmiast rzuciła się Rudemu na szyję i mocno przytuliła. Po chwili w drzwiach pojawił się zaspany ryj Izzy'ego. Widząc Axla rozbudził się nagle i równie szybko co dziewczyna przytulił się do niego.
- Cześć stary! Gdzie Saul? Jak wam się mieszka? Możemy was odwiedzić? -zasypywał go pytaniami, przy ostatnim szeroko się uśmiechnął i zatrzepotał rzęsami- Masz może coś do jedzenia?
- Wiesz, bo ja właściwie przyszedłem po gitarę Slasha -zszedł z tematu Axl- Możliwe, że zapomniał jej spakować.
Izzy przeczesał dłonią ciemne włosy, wciągnął kumpla do domu, po czym rzucił:
- Zaraz wracam, poczekajcie.
Alice nie spuszczała oczu z rudego przyjaciela.
- No, opowiadaj, co tam u was?
- Całkiem w porządku -Rose uśmiechnął się wesoło- Hm... Alice... Czy ty lubisz koty?
- No... no lubię, a co?
- Bo może znalazłbym takiego jednego na wydanie... -wyszczerzył się chytrze chłopak.
- Świetnie, dzięki! Ciekawe czy kochanie moje się na to zgodzi.
Wokalista pogłaskał ją po głowię. Zaraz do salonu wpadł Izzy z gitarą Hudsona.
- Ta-da! -zawołał oddając ją w ręce wokalisty.
- Dzięki -Axl nie przestawał się szczerzyć- Jest może Duff w domu?
- Od jakiejś godziny siedzi ze Stevenem w pokoju.
- Ze Stevenem mówisz..? Ok, ok.
- A co? Coś nie tak? -zapytał zdziwiony gitarzysta, unosząc jedną brew.
- Nic, nic. To ja już się będę zbierał. Pozdrów wszystkich -uśmiechnął się i skierował w stronę drzwi- Wpadajcie czasem.
Wokalista mrużąc oczy był niezwykle podobny do stworzenia za oknem.
- Spierdalaj. Spierdalaj powiedziałem! Nienawidzę cię, nienawidzę cię! -warczał rudowłosy chłopak.
Kot jakby się tym szczególnie nie przejął i usadowił się na parapecie za oknem. Rose postanowił odpuścić - machnął tylko ręką i postanowił, że wybierze się do sklepu. Od dłuższego czasu nie miał okazji zjeść świeżej bułki z jego ulubionym rodzajem sera. Otwierając drzwi wpadł na Slasha, który biegał spłoszony po całym domu.
- Cześć Saulie! -wyszczerzył się Rudy, przypominając sobie poranny seks- ...co ci jest?
- Moja gitara! Moja kochana gitara! -wydarł się Hudson łapiąc wokalistę za ramiona i lekko nim potrząsając.
- No tak, kochana gitara. Co z nią?
- Nie ma jej nigdzie! Przeszukałem cały dom, nawet w ogrodzie sprawdzałem. Nie ma jej!
Axl pogłaskał chłopaka po miękkich, puchatych loczkach i usadził go na łóżku, podając mu w międzyczasie jakieś czekoladowe cukierki, bo akurat tylko je miał pod ręką.
- Spokojnie kochanie. Pewnie została w starym domu. Idę do sklepu po coś do żarcia. Mógłbym wpaść po nią. Dobrze?
Saul pokiwał powoli głową, oparł się o poduszkę i zaczął wżerać słodycze.
Rose wychodząc uśmiechnął się pod nosem, że Slash będzie musiał zostać z wrednym, rudym kocurem.
Schodząc na parter cieszył się w duchu, że będzie mógł iść do domu reszty zespołu i może "przypadkiem" spotka Duffa. Wyszczerzył się jeszcze bardziej przypominając sobie, że przedmiot, który wyrzucił był bardzo ważnym kluczem, bez którego nie będzie mógł się obejść. Co oznacza rundkę do ruin, gdzie pewnie będą Kurt i Dave. Uśmiech maksymalny.
Nucąc pod nosem jakąś improwizowaną, wesołą melodyjkę i co jakiś czas pogwizdując, szedł chodnikiem wśród drzew i kolorowych domków tworzących zadbaną, spokojną dzielnicę na obrzeżach tłocznego L.A. Było ciepło, więc na ulicach bawiły się dzieciaki. Axl w przypływie naturalnej dla siebie wredności, rozdeptał kolorowe kredy grupie chłopców, a pewnej dziewczynce napluł w twarz.
- Kiedyś to docenisz, mała! -zaśmiał się, klaszcząc w dłonie.
Idąc już dłuższy czas zorientował się, że w stronę, w którą zmierza nie znajdzie raczej żadnego sklepu tylko prędzej jakiś burdel. Wykonał zamaszysty obrót, przy czym doszedł do wniosku, że przecież nie mieszka już tam gdzie mieszkał i nie powinien iść w prawo, tylko w lewo. Wszedł znów na ulicę pełną domków. Nucąc nieprzerwanie, dotarł do sklepu. Kupił wszystko czego było mu potrzeba i równie uradowany przemierzał ulicę szczerząc się do każdego z przechodniów, którzy dość dziwnie na niego spoglądali. Obyło się bez piszczących fanek, latającej w powietrzu damskiej bielizny i oklasków.
Minęło kilkanaście minut.
Rose odłożył zakupy przed drzwiami i elegancko zapukał, w myślach powtarzając, że powinien - w końcu to już nie jego dom. Był strasznie ciekawy, kto mu otworzy. W drzwiach zastał Alice, która jak zazwyczaj promiennie się uśmiechała. Natychmiast rzuciła się Rudemu na szyję i mocno przytuliła. Po chwili w drzwiach pojawił się zaspany ryj Izzy'ego. Widząc Axla rozbudził się nagle i równie szybko co dziewczyna przytulił się do niego.
- Cześć stary! Gdzie Saul? Jak wam się mieszka? Możemy was odwiedzić? -zasypywał go pytaniami, przy ostatnim szeroko się uśmiechnął i zatrzepotał rzęsami- Masz może coś do jedzenia?
- Wiesz, bo ja właściwie przyszedłem po gitarę Slasha -zszedł z tematu Axl- Możliwe, że zapomniał jej spakować.
Izzy przeczesał dłonią ciemne włosy, wciągnął kumpla do domu, po czym rzucił:
- Zaraz wracam, poczekajcie.
Alice nie spuszczała oczu z rudego przyjaciela.
- No, opowiadaj, co tam u was?
- Całkiem w porządku -Rose uśmiechnął się wesoło- Hm... Alice... Czy ty lubisz koty?
- No... no lubię, a co?
- Bo może znalazłbym takiego jednego na wydanie... -wyszczerzył się chytrze chłopak.
- Świetnie, dzięki! Ciekawe czy kochanie moje się na to zgodzi.
Wokalista pogłaskał ją po głowię. Zaraz do salonu wpadł Izzy z gitarą Hudsona.
- Ta-da! -zawołał oddając ją w ręce wokalisty.
- Dzięki -Axl nie przestawał się szczerzyć- Jest może Duff w domu?
- Od jakiejś godziny siedzi ze Stevenem w pokoju.
- Ze Stevenem mówisz..? Ok, ok.
- A co? Coś nie tak? -zapytał zdziwiony gitarzysta, unosząc jedną brew.
- Nic, nic. To ja już się będę zbierał. Pozdrów wszystkich -uśmiechnął się i skierował w stronę drzwi- Wpadajcie czasem.
* tymczasem *
Duff widząc niegasnące iskierki w oczach chłopaka, starał się odsunąć kilka centymetrów. Jednak Steven chwycił go mocno za ręce, tym samym uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy. Obydwoje byli nietrzeźwi. Mimo wszystko w głowie basisty kłębiły się dziwne myśli. Nie był do końca pewien, co kieruje perkusistą i czy to, do czego zmierza będzie w porządku jeśli chodzi o Rose'a. Bez względu na to, jak ten go potraktował.
Adler nie zostawił mu zbyt dużo czasu na zastanawianie się. Puścił jego dłoń i z czułością zaczął przeczesywać jasne kosmyki blond włosów Duffa.
McKagana zdziwiła ta nagła zmiana w postępowaniu chłopaka, jednak nie przejął się nią za bardzo. Steven starał się cały czas patrzeć w oczy basisty, choć nieprzerwanie rozpraszało go prawie nagie ciało znajdującego się pod nim blondyna. Włosy, z pozoru ułożone i opadające gładko na pościel, były w rzeczywistości w sporym nieładzie. Basistę zaczęło powoli niecierpliwić dziwne zachowanie Adlera, który wydawał się nazbyt zamyślony. Z przerażeniem zaczął odkrywać, że jednak Steven nie jest takim tępym i wrednym stworzeniem, jak sądził dotychczas. Co gorsza - jego dotyk przypadł mu do gustu i nie chciał, by tym razem skończyło się tylko na przytuleniu czy pocałunku. Sam przed sobą wstydził się do tego przyznać.
Steven zbliżył twarz do twarzy Duffa i pocałował go tak, jak nie całował go nigdy. Zresztą, w sumie -prawie- nigdy go nie całował. Włożył w to dużo uczucia.
- Kocham cię, rozumiesz? -zapytał Adler przesuwając wolno dłonią po ciele basisty.
Chłopak nie odpowiedział. Był zbyt podniecony, żeby zrobić cokolwiek poza myśleniem, co zrobić z dłońmi. Czuł gorąco i dreszcz przyjemności.
- Kocham cię -powtórzył cicho Steven, czując, że jego męskość rozbudza się do życia. Zamarł na chwilę, po czym poruszył biodrami- Czujesz? Ty tak na mnie działasz. Zawsze działałeś. -mruknął, lekko zawstydzony. Mimo wszystko bał się reakcji Duffa.
Adler nie zostawił mu zbyt dużo czasu na zastanawianie się. Puścił jego dłoń i z czułością zaczął przeczesywać jasne kosmyki blond włosów Duffa.
McKagana zdziwiła ta nagła zmiana w postępowaniu chłopaka, jednak nie przejął się nią za bardzo. Steven starał się cały czas patrzeć w oczy basisty, choć nieprzerwanie rozpraszało go prawie nagie ciało znajdującego się pod nim blondyna. Włosy, z pozoru ułożone i opadające gładko na pościel, były w rzeczywistości w sporym nieładzie. Basistę zaczęło powoli niecierpliwić dziwne zachowanie Adlera, który wydawał się nazbyt zamyślony. Z przerażeniem zaczął odkrywać, że jednak Steven nie jest takim tępym i wrednym stworzeniem, jak sądził dotychczas. Co gorsza - jego dotyk przypadł mu do gustu i nie chciał, by tym razem skończyło się tylko na przytuleniu czy pocałunku. Sam przed sobą wstydził się do tego przyznać.
Steven zbliżył twarz do twarzy Duffa i pocałował go tak, jak nie całował go nigdy. Zresztą, w sumie -prawie- nigdy go nie całował. Włożył w to dużo uczucia.
- Kocham cię, rozumiesz? -zapytał Adler przesuwając wolno dłonią po ciele basisty.
Chłopak nie odpowiedział. Był zbyt podniecony, żeby zrobić cokolwiek poza myśleniem, co zrobić z dłońmi. Czuł gorąco i dreszcz przyjemności.
- Kocham cię -powtórzył cicho Steven, czując, że jego męskość rozbudza się do życia. Zamarł na chwilę, po czym poruszył biodrami- Czujesz? Ty tak na mnie działasz. Zawsze działałeś. -mruknął, lekko zawstydzony. Mimo wszystko bał się reakcji Duffa.
* * *
Axl idąc z gitarą wziął zakupy i wrócił do domu zahaczając jeszcze o zdewastowany dom. Nie wiedział za bardzo czego ma się spodziewać, więc kiedy przechodził przez biały płot powtarzał w myślach "Potrzebuję tego klucza. Jest mi w chuj potrzebny.", co dodawało mu trochę otuchy. W starej budowli nie spotkał ani Dave'a, ani Kurta. Przechodząc powoli korytarzem, zaglądał do pustych pomieszczeń. Ku swojemu przerażeniu zobaczył w jednym z nich młodego mężczyznę. Siedział oparty o ścianę z czerwonych cegieł. Miał na sobie podarte spodnie i niezbyt czystą koszulkę z jakimś spranym nadrukiem. Milczał. Wokół niego były porozrzucane szklane butelki po napojach wysokoprocentowych. Nagle spojrzał na Rose'a, przeszywając go na wylot.
- Cześć Axl. Nie spodziewałem się ciebie tutaj, ale miło, że jesteś... -wymruczał mężczyzna.
- Czekaj, czekaj. Ja cię kojarzę -wokalista zadrżał, próbując odnaleźć twarz tego faceta w swoich wspomnieniach.
- Dziwne, żebyś mnie, kochanie ty moje, nie kojarzył. Dziwne, żebyś nie pamiętał, jak się całowaliśmy i jak miło spędziłem z tobą tamten wieczór w parku. Dziwne, żebyś nie kojarzył kogoś takiego jak Josh McCruel.
- ...A... A co ty tutaj robisz? -już w 100% świadomy z kim ma do czynienia, Axl zaczął panikować.
- Ja tutaj tylko piwko popijam, siedzę sobie. Zresztą nie na długo, bo znalazłem kilka innych ciekawych miejsc. A czego ty tutaj szukasz?
- Ja... w sumie niczego -no bo co, miał powiedzieć że żywego seansu porno?- Serio. Ja... ja już pójdę. -powiedział cicho Rudy chłopak i czym prędzej wyszedł z ruin, kierując się już prosto do domu. Zdyszany wbiegł do salonu, rzucił torbę pod ścianą i usiadł na kanapie. Słysząc chrapnie doszedł do wniosku, że Slash pewnie zasnął. Odłożył gitarę na fotel, uważając, by z niego nie spadła i zamknął oczy.
ten post jest jeszcze epszy niż wcześniej:)
OdpowiedzUsuńpatrząc na AXLA i kota nasuwa się jedna myśl, że rudy to nie kolor... to styl życia ;D
OdpowiedzUsuńta notka jest najlepsza!
OdpowiedzUsuńslash<3
"- Ja... w sumie niczego -no bo co, miał powiedzieć że żywego seansu porno?"
OdpowiedzUsuńDuff, Steven.. jeszcze Josh McCruel.
kocham autorki za ten rozdział.
dzeemmezd.
Nooo, i to jest dopiero zajebisty rozdział!
OdpowiedzUsuńxD Kocham w nim wszystko :)
I wreszcie: wielki powrót Josha McCruel'a ;D
No, ale przynajmniej tym razem nikogo nie zgwałcił...
Jeszcze.
I czemu Duff nie mógł otworzyć tych cholernych drzwi?!
Tylko się pieprzy ze Stevenem, kurde :(
Znaczy nieno... to też fajnie, może wreszcie będzie szczęśliwy, ale jednak nie mogę wyrzucić z myśli tego pięknego obrazka: Axl i Duff, wreszcie razem forever & ever xD
A już na początku myślałam ,że to McCruel zarąbał Slashowi gitarę i się zaczęłam zastanawiać po co, a to taki sprytny wybieg, żeby się mogło okazać, że jednak Rudzielec tęskni za Duffym ;D
No jednym słowem, ZAJEBIŚCIE :D
rozdział jak zwykle zajebisty :D, ale niee ..Axl nie może tęksnić za Duffem ;(, on go ma nienawidzieć, a Duff niech będzie ze Stvenem i będzie happy xd, Axll ma SLasha i niech się tego trzyma ;) ( przynjamniej mam taką nadzieję ) ok, nic mi nie pozostało tylko czekać do następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńDżizys. Stałam się jedną z tych erotomanek... Więcej seksu xd
OdpowiedzUsuńCudownie, że pojawił się Josh, zapamiętany przez mnie jako Travis. Ogólnie fajny rozdział, długi.
przeze*
UsuńDobra, jestem nieogarnięta. Przeczytałam najpierw 81, spoko o__e"
OdpowiedzUsuńPomijając ten mały szczegół. Co ja będę pierdolić, rozdział świetny. Jak zwykle.
A ten, właśnie zastanawiałam się co z Nim. W sensie Joshem/Travisem. No i też myślałam, że to on "pożyczył" sobie Saulusia gitarę. A Duff jest tak uroczy, że nie potrafię tego opisać.
Duff'y i Steven.... Aleee ciepło mi *____x
OdpowiedzUsuń